Smyczy używa moja mama i jak na razie nie narzeka. Ale obroża...
Pierwsze wrażenie bardzo dobre - czerwona (a to u nas najważniejsze!). Z plastikowym zatrzaskiem, ale to nic, taką chciałam. Niepotrzebne odblaski - na psie i tak ich nie widać. Moją uwagę zwróciło to coś:
Jak się domyślam, ma zabezpieczać koniec taśmy. Tylko wiecie co? Zaczęło latać po tygodniu po całej obroży. Finał nadszedł jednak w poniedziałek, po dwóch tygodniach użytkowania.
Jak wiecie Pimpek chodzi teraz na długiej lince. Kiedy zapamiętał się w zabawie w berka, chciałam go odwołać i przydepnęłam taśmę. Grzecznie się zatrzymała, ale pies pognał dalej. Zdezorientowana odwołałam Pimposzka normalnie. Chwyciłam obrożę. Koluszko (ten metalowy zaczep na smycz) było wyrwane.
Czegoś takiego się po Comfy nie spodziewałam. Ostatni raz zdarzyło mi się to cztery lata temu i była to obroża za etykiety z Pedigree! Dobrze, że Pimpek tylko się bawił a nie na przykład polował.
Podsumowując, obroża to fajny dodatek, ale na spacery się nie nadaje, zwłaszcza jeśli ktoś ma gwałtowniejszego psa. Pieniądze wyrzucone w błoto.
W zasadzie dobrze się stało, że kółeczko od obroży wyrwało się - z perspektywy zdrowia Pimpka to o wiele bezpieczniejsza sytuacja, niż gdyby faktycznie udało Ci się go zatrzymać. Na przyszłość, radziłabym przypinać linę wyłącznie do szelek - naprawdę, operując zestawem "lina + obroża" można zrobić psu dużą krzywdę. Zatrzymanie, czy zawrócenie biegnącego psa, nawet niewielkiego, wymaga użycia takiej siły, że łatwo np. o uszkodzenie kręgów szyjnych.
OdpowiedzUsuńCóż, robię tak jak każe Pani Behawiorystka. Kazała na razie szelki rzucić w kąt i używać tylko obroży.
Usuń