środa, 1 lipca 2015

Nieszczęścia chodzą stadami

Pustką zawiało... Postaram się wytłumaczyć przyczyny naszej nieobecności. Przynajmniej mojej.

Jak pamiętacie, najpierw było to:


W bandażu, Pimpek chodził przez miesiąc i cztery dni. W międzyczasie przyplątała nam się tajemnicza opuchlizna pyska.
Dla przypomnienia

Chwilę Pimpuś zdążył nacieszyć się zdrowiem, jak wyjechaliśmy na wieś, bo nastało Boże Ciało. Z przyczyn niezależnych, chwilowo nie mogłam zabrać go ze sobą z powrotem do Warszawy i został u rodziny, jako pies podwórzowy. Przyjechałam po niego dopiero w ostatnią sobotę.

I dowiedziałam się, że 15 czerwca został potrącony przez samochód.

Był weterynarz, zrobił dwa zastrzyki, obmacał, stwierdził że nic psu nie jest i pojechał. Pimpek jeden dzień nie chciał jeść, potem spokojnie już jadł i latał po sadzie.
W niedzielę wróciliśmy do stolicy. W PKS-ie, Pimpuś pracowicie rozdrapał sobie strupy i ponieważ jego pysk wyglądał tak:
Psiak był mało chętny do pozowania...
nie wstępując nawet do domu poszliśmy do weterynarza. Pani doktor odkaziła ranki, zrobiła zastrzyk i kazała przyjść w środę na kontrolę. Czyli dziś.
Dziś Pimpek dostał dwa zastrzyki oraz zalecenie robienia ich jeszcze przez dwa najbliższe dni. Jeśli mu się nie poprawi, to jutro badanie krwi. Dlaczego?

Pimpuś właściwie się nie bawi. Zabawki ma za nic, przez te kilka dni poprzeciągał się ze mną raz, zaaportował tylko na jednym spacerze, a i to przez chwilę. Chodzi powoli, ostrożnie, nie biega (co jest szczególnie dziwne i niepokojące). Nie skacze. Szybko się męczy (nie ma to związku z temperaturą albo z pragnieniem - zawsze mamy wodę). W domu cały czas leży wyciągnięty na legowisku. W czasie spaceru potrafi przysiąść, albo nawet się położyć. Raczej nie podbiega do innych psów, jest nawet w stosunku do nich drażliwy i potrafi się odwarknąć gdy jakiś młokos próbuje zachęcić go do zabawy. Je, ale nawet smakołyki bez zbytniej radości. Dziś rano zwymiotował, a przez cały czas ma zaparcie.

Nie wiem co z tego wyniknie. Martwię się o niego. Nie chodzimy na długie spacery nawet rano, zresztą wtedy Pimpek czuje się wyraźnie najgorzej.

Ogon tylko z rzadka wędruje mu w górę, co widać na załączonym obrazku.



Za to Riko wprost kwitnie. Niezależnie od pory dnia jest pełen zapału do pracy i wymusza na Beacie jakieś ćwiczenia ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz