niedziela, 14 lutego 2016

Geny...

Wczoraj byliśmy na grupowym treningu tropienia, organizowanym w parku przy mauzoleum Żołnierzy Radzieckich przez DOG Line, szkołę do której uczęszcza Pimpek.
Kiedy oczekiwaliśmy na instruktorkę, Riko miał swoje "humorki" i warczał na inne psy. Na szczęście, szybko udało mi się go opanować.
Każdy pies miał przejść dwa tropy. Jako początkujący, mieliśmy ułożyć ślad samemu, po jakieś 20 kroków, rzucając na ziemię starty żóły ser. Na początku i na końcu ścieżki miał znaleźć się przedmiot. Swoją trasę pokonaliśmy jako pierwsi i, mówiąc szczerze nudziłam się czekając na Lenę. A ona nie wracała i nie wracała... Okazało się, że na jej szlaku znalazło się o dużo za dużo sera i Pimpek jadł go, i jadł, i jadł... Drugi ślad poszedł już dużo lepiej. Psiaki zaczęły łapać, że nie o ser tu chodzi.
Zresztą, ten ser bardzo atrakcyjny był dla innych czterołapnych spacerowiczów... Trzeba było mieć oczy dookoła głowy i uważać, żeby jakiś obcy pies nie zeżarł śladu.
W międzyczasie zarówno ja, jak i Lena chowałyśmy się i układałyśmy tropy bardziej zaawansowanym uczestnikom.
Psiaki czekają aż ułożymy ślad
Będziemy ćwiczyć tropienie, bo to fajna zabawa. Zwłaszcza dla mojego małego myśliwego (który ku mojemu rozczarowaniu nie zwracał większej uwagi na baraszkujące w trawie wiewiórki). Widać było, że mu się podoba i że węszenie za serem sprawia mu radość. W końcu ma to w genach. Nie jestem pewna, czy będziemy jeździć do DOG Line co tydzień, ale na pewno będziemy układać sobie tropy gdzieś w okolicy.



Na ślad!


Pierwsze spotkanie Pimpka z serem


Riko na szlaku

Co robi ten pies?

3 komentarze: